wtorek, 16 kwietnia 2013

#16# Dlaczego taki jesteś?


Do pokoju wszedł Liam.
-Ej, Harry wiesz gdzie są moje.....  - Chłopak zrobił wielkie oczy! -Harry co ty jej robisz? Nie zauważyłeś, że ona się mi podoba?
-A ty, że mi też? - Poczułem jak dziewczyna powoli sie budzi. - Chodźmy na dół, bo zaraz ją obudzimy.
Zeszliśmy na dół. Liam poszedł do kuchni, wyjął z lodówki piwo. 
-Liam, piwo? 
-Zabronione?
-Przecież jesteś chory.
-To nie znaczy, że nie mogę pić. A poza tym co Cię moje zdrowie interesuje? - Czułem w jego głosie wrogość. To okropne spojrzenia. Wierciło w mnie dziurę.
-Liam, dlaczego taki jesteś?
-Jaki? – zapytał szorstko robiąc łyk piwa, które należało do Zayna. Będzie się chłopak potem pieklił.
-Szorstki! Kurwa, wkurwiasz mnie! Myślisz, że jak się zakochałeś w dziewczynie to będziesz ją miał bez przeszkód?  Dzisiaj paliła, a ja ją przyłapałem i powiedziałem całą prawdę. Nie wiem czy ją kocham, ale wiem, że każdemu ona się podoba.
-Harry  -Liam już się uspokoił -Wszyscy wiemy, że Jessica jest piękna, ale także wredna. Ona tylko taką udaje, a ja wiem, że w głębi serca jest miłą dziewczyną. Ja chce jej dobra. Chce, aby przy mnie odzyskała to swoje ciepło. Jak ją zobaczyłem to się zakochałem. Poczułem coś innego, nigdy takiego czegoś nie czułem. To co ją smuci to mnie też smuci, ale dwa razy mocniej. Nawet jak ktoś mi ją odbierze to będę o Nią walczył! Kocham ją, a jak ją stracę to się zabije.
-Liam, ale ona jest piękna…
-To co, że piękna, ale czujesz się przy niej jak w niebie?
-Ja...  - Nie wiedziałem co powiedzieć. Może Liam ma rację. Czy ja ją kocham? Ma piękne ciało, ale czy to miłość? Wiele dziewczyn mi się podoba. Ale ten jej błysk w oczach. Te iskierki radości.
Staliśmy w długiej ciszy, którą przerwał Liam.
-Musisz przyznać, że ja jej nie skrzywdzę. Bo ja to nie ty!
-Ahh tak... Ja?! Dlaczego?!
-Nie może mieć chłopaka, który codziennie bzyka się z inną.
-Zamknij się?! - wrknąłem
-Co prawda boli? Ale to prawda! - Poczułem się tak, jak dzisiaj Jessica. Osaczony i zraniony. Ja nigdy bym jej nie skrzywdził.
-Zamknij się.
-Bo co? Bo chcę jej dobra? Bo ją kocham?
Nie wytrzymałem i zacząłem bójkę. Wszechogarniająca wściekłość dodała mi sił. Liam nie miał szans. Uderzył o ścianę, później dostał pięścią w brzuch. Zakaszlał głośno i złapał się za obolałą część ciała. Nie miał już sił. Wziąłem go za koszulkę i rzuciłem nim o  komodę, która się rozpadła i narobiła dużo chałasu.  
Zbliżyłem sie do lekko zakrwawionej twarzy mojego "przyjaciela" i z pięści przywaliłem mu. Z nosa pociekła mu krew.
-Możesz mnie pobić, ale ja i tak będę kochał Jess.
Nic nie powiedziałem tylko zamachnąłem się i już miałem zostawić kolejne blizny na jego twarzy gdy usłyszałem ją.
-Idioto! Zostaw go! - Jessica szybko do nas podbiegła i odepchnęła mnie od Liam'a. Odpuściłem już sobie.
Stałem i patrzyłem na nich. Oni naprawdę do siebie pasują. Teraz mi głupio.
-Harry co ty sobie myślałeś? Dlaczego to zrobiłeś?
Nic nie powiedziałem tylko poszedłem do swojego pokoju. Piekły mnie oczy. Pasują do siebie… Jasna kurwa!
Obok drzwi Jess spotkałem Louisa.
-Harry ty też to słyszałeś?
-Chodzi Ci o te hałasy z dołu?
-Tak.
-To tylko ja szklankę zbiłem.
-Aha. 
Co innego miałem powiedzieć? Lou wrócił do siebie, a ja wreszcie położyłem się na swoim łóżku.

*Oczami Jess*
- Liam, nic Ci nie jest?
-Nie wszystko okey.
- Nie kłam! Możesz się ruszyć?
-Tak. Chyba tak - jęknął
Pomogłam Liam'owi dotrzeć do krzesła. Usiadł na nim, a ja poszłam  po apteczkę.
-O co w ogóle się pobiliście? - Zapytałam wycierając zaschniętą krew z jego twarzy. Chłopaka to chyba zabolało, bo lekko syknął. -No to o co?
-O … ciebie. - Liam powiedział niepewnie. Bardzo mnie to zdziwiło. Dlaczego o mnie?
-Jak to?! O mnie? – zapytałam odsuwając się o krok
-Tak. Bo Harry chciałby się z tobą przespać, a ja...
-A ty? - Przerwałam dezynfekować jego twarz, bo ta rozmowa robiła się coraz dziwniejsza i coraz bardziej krępująca.
-Ja Cię kocham. Kocham Cie Jess. Chciałbym abyś była szczęśliwa. – powiedział cicho patrząc na umazane krwią kafelki.
Jego słowa mnie zatkały. Chłopak coś jeszcze mówił o balkonie itd. Ale go nie słuchałam. Wolałam to sobie przemyśleć.
Bo co ja takiego czuję do Liam'a.
Czy go kocham, chyba..... Chyba??? Nie wiem! A Zayn???? Czy Zayn wyznał mi miłość?
-Jes, czyli nie? - Nie wiedziałam o co mu chodzi, bo się zamyśliłam.
-Liam przepraszam, ale po twoich KOCHAM CIĘ przestałam słuchać.
-Czy zostaniesz moją dziewczyną.
I super! Co mam mu powiedzieć.
-Liam... Muszę to przemyśleć.
-Liam wstał od stołu i poszedł, zapewne do wojego pokoju.
Co ja narobiłam?
-Liam czekaj! Krzyknęłam. Chłopak zatrzymał się na schodach i obrócił w moją stronę.
Szybko do niego podbiegłam i zawisłam na jego szyji. Popatrzyłam w jego piękne, brązowe oczy i namiętnie Go pocałowałam.
Nie wiem co mną kierowało. Widocznie tak miało być.

Wspaniała praca konkursowa. Spodobała mi się dlatego, że polała się krew. Zastanawiam  się czy nie uśmiercić Jess. Było by fajnie J W każdym razie. Konkur wygrała…. ALEX. Gratuluję i dziękuję ;-) 

niedziela, 7 kwietnia 2013

#15# Przestań!


Nudził mnie horror, w którym krew lała się i lała. Boże! Już nawet porządnego, strasznego horroru stworzyć nie potrafią! Zrezygnowana poszłam do kuchni.
Nie wiecie nawet, jakie było moje zdziwienie kiedy zobaczyłam paczkę fajek leżącą na stole. O kurde, jak ja dawno nie paliłam! Ręce zaczęły mi się trząść. Rozejrzałam się czy nie ma żadnego z chłopaków. Ostrożnie wyjęłam jedną fajkę z paczki. Jak Zayn się dowie to… no nie będzie za zabawnie.
Wyszłam na taras i odpaliłam jojnt’a. Zaciągnęłam się gęstym, ciemnym dymem. Błogi spokój wypełnił umysł i ciało. Przymknęłam oczy i delektowałam się cudowną chwilą.
- Co ty robisz?! – Za mną stał Harry. Patrzył na mnie nie dowierzając w to co widzi. Rozchylił lekko usta i wybałuszył oczy.
- Palę – powiedziałam cicho. Poszedł  do mnie i wyrwał mi z ręki papierosa.
- Oszalałaś! Wszystko powiem Louisowi! Rozumiem, że masz teraz sporo stresu, ale nie upoważnia cię to do tego, by jarać faje na baloknie!
- Tarasie – poprawiłam go.
- Nie pyskuj! Jestem starszy! – Jaaa! On jest starszy!
- Co z tego że starszy, skoro jesteś głupszy!
- Masz szczęście, że jesteś dziewczyną, bo kiepsko by się to dla ciebie skończyło! – warknął przez zaciśnięte zęby. – Co się z tobą dzieje?
- Jestem po prostu sobą! – krzyknęłam mu prosto w twarz.
- Sobą? A może osobą, która upodobniła się do znajomych by tuszować swój ból! – wysyczał, a ja poczułam jak łzy zbierają się w kącikach oczu. – Chcesz, żeby wszyscy myśleli, że jesteś twardzielką. Swój strach chcesz przenieść na innych!
- Przestań – jęknęłam cicho chowając twarz w dłoniach.
- Cierpisz, bo twoi rodzice nigdy nie mieli dla ciebie czasu, a teraz nie żyją i już więcej ich nie zobaczysz, nie przytulisz. Zamykasz się w sobie, a tak być nie powinno.
- Przestań! – wrzasnęłam do niego. Do zaskakujące, jak prawda potrafi ranić. Poczułam, jak Harry obejmuje mnie silnymi rękoma i przyciska do swojego torsu. Odwzajemniłam ten pocieszający gest.
- Przestań z nami walczyć, błagam. Pozwól sobie pomóc – szepnął mi do ucha.
Pomoczyłam jego koszulkę słonymi łzami. Właśnie prawdy się bałam.

***Oczami Harrego***

Jessica płakała przeze mnie. Czasem jednak terapia szokowa się przydaje. Może pozwoli mi pomóc sobie. Nich mi tylko zaufa.
Zaprowadziłem ją do swojego pokoju. Na początku chciałem ją zaprowadzić do jej siedziby, ale zaprotestowała.
- Źle się tam czuję – powiedziała.
Nie dziwiłem jej się. Po tym co się stało to było logiczne. Położyła się na moim łóżku i wtuliła się w poduszkę. Chyba nie miała ochoty na rozmowę. Usiadłem cicho przy biurku i patrzyłem na jej jasne włosy. Teoretycznie wolę brunetki, ale Jess nie mogła się nie podobać. Długie włosy, zielone oczy, lekko zadarty nosek. Szczupłe ciało, spore piersi… no co?! W końcu facet jestem!
Wstałem i położyłem się koło niej. Oczywiście w bezpiecznej odległości. Nie chciałem, żeby pomyślała sobie, że chcę ją wykorzystać czy coś. To ona przysunęła się do mnie i wtuliła się we mnie. Nie powiem, spodobało mi się to. Zanurzyłem twarz w jej włosach i wsłuchiwałem się w jej spokojny oddech. Zasnęła.
Gładziłem ją po włosach mając nadzieję, że nie zbudzę śpiącej. Miałem ochotę ją pocałować, ale się bałem. Nawet nie samej Jess. Bardziej bałem się chłopaków. A najbardziej Zayna. Widziałem, jak na nią patrzy. Liamowi też podoba się Jessica. Niall… on jest jakby obojętny. Znaczy bardzo ją lubi, ale raczej jak siostrę.
Drzwi do pokoju otworzyły się i wszedł…


NO I WŁAŚNIE! CO się dalej stało? Tu zostawiam wam pełne pole do popisu. Ogłaszam konkurs. Piszecie dalszy ciąg opowieści. Najlepsza praca zostanie opublikowana.
Wyniki konkursu będę we wtorek 16 kwietnia o godzinie 20:00. 
Wszystkie prace wysyłajcie na mój e-mail : jessica.blog.1d@gmail.com

KOCHAM WAS :*

wtorek, 2 kwietnia 2013

Fragment mojej książki - bonus


Zszedłem na dół. Wyszedłem za zewnątrz wdychając powietrze, pachnące świerkami. Niebo usiane było złocistymi gwiazdami. Z budynku dochodziło dudnienie muzyki. Na ławce siedziała Diana. Bawiła się telefonem, grając w jakąś bezsensowną grę. Uśmiechnąłem się do siebie. Ona nawet się nie domyślała, że ją obserwuje. Nie miała na tyle wyczulonych zmysłów. Wyszczerzyłem się jeszcze bardziej. Nie był bym Simhsonem gdybym nie wykorzystał takiej sytuacji.

Cicho podszedłem do niej od tyłu. Złapałem ją za włosy i odchyliłem jej głowę do tyłu.
- Ałaa. – pisnęła łapiąc minie obiema rękami na dłoń. – Puszczaj idioto!
- Gdzie są twoi bracia? – zakpiłem. Spojrzała mi głęboko w oczy. Była wściekła. Czułem jej mocny zapach. Każda młoda wampirzyca pachnie tak ponętnie, a jednak jej zapach był wyjątkowy. Pachniała jak owocowa guma do żucia.
- Puszczaj bydlaku. – szarpała się bardziej niż Bianka. Wiedziałem, że jeśli teraz ją puszczę połamie mi ręce.

Jej matka jest zapewne najgroźniejszą kobietą jaką znam. Mojemu bratu o mało nie rozgniotła głowy, gdy wdał się w bójkę z Toliverem. Ja miałem mały zatarg  z Markusem. To było chyba w czwartej klasie podstawówki. Popodbijaliśmy sobie wtedy oczy. Musiałem zmienić szkołę.

- Jakoś nikt nie występuje w twojej obronie. – wysunąłem kły i uśmiechnąłem się upiornie. Szarpnęła się mocno. W moją stronę poleciało jeszcze parę epitetów, których powtarzać nie wypadać. Jej bursztynowe oczy był pełne złości.
- Puść ją! – z mroku wyszedł Markus. Miał wysunięte kły. Jego przewaga polegała na tym, że ja miałem jedną parę ostrych i długich kłów, a on miał dwie tyle, że krótsze. Szarpnąłem Dianę mocno za włosy, aż pisnęła. – Jesteś głuchy? Mam ci z dupy nogi powyrywać?
- Nie trzeba. – uśmiechnąłem się do niego. Oboje mieliśmy po osiemnaście lat, ale zawsze wydawało mi się, że jestem o lata świetlne mądrzejszy.
- Puszczaj ją?! – warknął.
- Co jeśli odmówię?! – miałem ochotę się z kimś pobić. Markus był idealnym kandydatem. W odpowiedzi na moje pytanie prychnął jak rozwścieczony kotek. – W takim razie podejdź i zmuś mnie do tego bym ją puścił.
Szarpnąłem Dianę jeszcze raz. Krzyknęła cicho. Widziałem jak łza spływa jej po policzku. Nic dziwnego. Chyba każda laska ryczała by, gdyby ktoś z taką siłą szarpał ją za kudły.

Zawsze byłem brutalny. W szkole nikt nie śmiał do mnie podskakiwać. Nie wliczając Alexa, Markusa i tych krwiożerczych Klonów.
- Dość! – z mroku wyszedł Toliver. – Puść ją Quin. Chyba, że chcesz stracić wszystkie palce.
Kurwa! Szkoda, że przylazł. Z nim wolałem nie zadzierać.
- Wieczna wojna trwa. – z za drzewa wyszedł Nicolas. Mój starszy brat był o rok starszy od Tolivera. Stanął koło mnie i posłał Andrewsą wściekłe spojrzenie. – Wszystkie chwyty dozwolone. Czy to nie twoje słowa?
- Nie obracaj kota ogonem! – syknął.
- Ha ha. Oj Toliver. Jesteście tak opiekuńczy dla swojej siostry. Co byś cie zrobili gdyby musiała zostać jedną z Simphsonów? – Nicky spojrzał na nich swoimi czerwonymi oczami. Uśmiechnąłem się na myśl, że tak ślicznotka mogła by być moja, ale mógł mieć na myśli siebie.

Toliver napiął wszystkie mięśnie.
- Puśćcie Dianę! – warknął.
- Dobra. – Nicolas spojrzał na mnie. – Puść ją. Kiedy indziej ją dorwiesz.
Markus ostatkiem sił powstrzymywał się przed tym by się na mnie nie rzucić. Pochyliłem się nad rozzłoszczoną Dianą i pocałowałem ją w usta, wciskając język głęboko do jej gardła. Pocałunek był   długi i o dziwo przyjemny, pomimo nietypowej pozycji. Diana ostatkiem sił starała się odsunąć ode mnie, choć wiedziała, że to nie ma sensu. Przygryzłem delikatnie jej górną wargę.
- Do zobaczenia skarbie. – zakpiłem z niej i puściłem jej włosy.
- Ty pojebańcu. – Toliver trzymał Markusa. Ten za wszelka ceną chciał mnie zabić. – Dorwę cię.
- Nie zaprzeczam. – uśmiechnąłem się. Spojrzałem na Dianę która masowała się po głowie. Zrobiłem krok w tył.

W ułamku sekundy wraz z Nicolasem zniknąłem w czeluściach lasu, biegnąc w stronę naszej willi.

DIANA

Jak on w ogóle śmiał! To okropne i odrażające! Nadal zbiera mi się na wymioty. Przecież… ale… PO CO ON TO ZROBIŁ?! Jaki miał w tym cel? Najpierw wytargał minie za włosy, a zaraz po tym całuje mnie namiętnie. Co za nienormalny człowiek! Eee… no dobra. Co za nienormalny WAMPIR.
- Nic ci nie jest? – Markus usiadł koło mnie na ławce. Otoczył mnie opiekuńczo ramieniem i pogładził po obolałej głowie.
- Nie, nic. – odparłam cicho. Czułam jak przewraca mi się w żołądku. – Możemy już wracać do domu?
- Zabiorę cię. – Toliver stał za mną. – Oni niech jeszcze zostaną.
- Nie! Ja jadę z wami! – Markus wstał energicznie, aż coś strzeliło mu w kolanie.
- Zostań z braćmi. Dam sobie radę sam. – Toliver starał się wyglądać na spokojnego, ale wiedziałam, że w środku ma ochotę rozszarpać Simphsonów.

Markus nie wdawał się w dalszą rozmowę. Pocałował mnie delikatnie w czoło i wrócił na dyskotekę
- Chodź. Samochód zaparkowałem za rogiem. – odetchnęłam z ulgą. Nareszcie coś pocieszającego! Wstałam powoli z ławki i podeszłam do Tolivera.

Piekły mnie powieki. W kącikach oczu zbierały się łzy. Byłam taka upokorzona! JAK ONA ŚMIAŁ MNIE TAK POTRAKTOWĆ?! Próbowałam się uspokoić,  nie dać po sobie poznać w jakim stanie jestem.
Zawsze myślałam, że jestem silna. Sądziłam, że poradzę sobie ze wszystkim. Myślałam, że po treningu mojej mamy,  jestem w stanie się obronić. Quin uświadomił mi tego wieczoru, że nie mam z nim szans. Czułam, że ma nade mną fizyczną i psychiczną przewagę. Dwa razy jednego wieczoru miał okazję, żeby mnie zabić. I za drugim razem pewnie by to zrobił,  gdyby nie Markus.
- Nie przejmuj się. – Toliver złapał mnie za rękę i uścisnął ją mocno. – Nic się nie stało.
- No, ale mogło! – po policzku spłynęła mi gorąca łza. Nie wytrzymałam. – Przeze mnie mogło dojść do poważnej bójki. A wszystko przez to, że byłam nie ostrożna.
- Przestań! Nic się nie stało. – Doszliśmy do czarnego BMW, którym jeździł Toli. Otworzył mi drzwi, a ja wsiadłam pospiesznie.
Toliver zajął miejsce za kierownicą.
- No to jedziemy. – powiedział radośnie.

To taki fragment mojej książki. Jeszcze dzisiaj wieczorem pojawi się rozdział
Miłego czytania i zapraszam na blog mój i Kati.
taniec-i-one-direction.blogspot.com